Nie takie zwykłe dialogi cz.1
Wieczorem, już po zachodzie słońca, mądrzy Żydzi przyszli do swojego rabina i pytają
– Rabbe, tyś najmądrzejszy z nas wszystkich, powiedz nam: płacić podatki czy nie płacić?
Rabin zasępił się, zmarszczył szlachetne czoło. Światło świec odbijało się w jego oczach, a Żydzi czekali niecierpliwie.
– Powiedział prorok – odezwał się rabin. Głos miał spokojny i cichy – oddajcie cesarzowi co cesarskie a Bogu co boskie. Są prawa boskie i są prawa ludzkie.
– Aj, aj, aj! – zajęczeli Żydzi i unieśli ręce do góry – Rabbe, tamte prawa już nie działają. Wszystko się pozmieniało przez te dwa tysiące lat. Nie ma już cesarza. Uchwalili inne prawa, inne podatki. Komu wiec mamy płacić? Rabbe, jak ty nam powiesz, że mamy płacić, to zapłacimy. Jak ty nam powiesz komu mamy zapłacić, to my zapłacimy temu, komu trzeba.
Rabin ponownie się zamyślił. Przykrył głowę tałesem jak do modlitwy.
Żydzi nie chcieli mu przeszkadzać, więc zebrali się w kącie izby. Jeden coś tam szeptał do pozostałych, drugi energicznie głaskał brodę, a trzeci przebierał w palcach cycesy.
W końcu rabin przywołał mądrych Żydów do siebie.
– Pokażcie mi, co jest na pieniądzach.
Żydzi podali mu banknot jednodolarowy.
– Kto to jest? – zapytał rabin.
– George Washington, rabbe. Ale on też nie żyje i dzieci nie miał.
– A kim jest ten George Washington dla was?
Mądrzy Żydzi zacmokali z radości, że takiego mądrego rabina sobie wybrali. Pokiwali głowami, na twarzach zajaśniał uśmiech.
– Rabbe, on jest ojcem założycielem.
– A co założył?
– Naród amerykański
– To płaćcie podatki narodowi amerykańskiemu.
– Aj, aj, aj, Rabbe, jaki ty mądry jesteś. Obyś żył długo i długo nam doradzał. Ale jak to płacić narodowi amerykańskiemu? Czyli komu? I jak?
– Jahwe jest ojcem narodu Izraela. Teraz i zawsze. — dostojnie odpowiedział rabin — Kto jest ojcem narodu amerykańskiego?
Mądrzy Żydzi ożywili się. Popatrzyli na siebie, podnieśli brwi.
– Prezydent.
– To jemu płaćcie – rzekł rabin.
Żydzi pokiwali głowami w zatroskaniu i załamali ręce. Nie takiej odpowiedzi oczekiwali.
– My tego prezydenta nie wybierali, rabbe. To jak mu płacić podatki? Toż to przecież wszystko pójdzie na marne, na zatracenie. Rozkradną, zmarnują. A nie lepiej byłoby jałmużnę dać na szczytny cel? Na dzieci biedne i głodne? Na wojnę z arabami? Na rozbudowę świętego Izraela?
– A Izrael i dzieci są na banknocie?
– No nie rabbe, ale przecież Pan przykazał, żeby szanować dobra doczesne i nie marnować tego co święty Bóg nam dał w swojej łaskawości.
Rabbe znowu musiał pomyśleć, wiec mądrzy Żydzi stanęli w kącie, wymachują rękoma i debatują. Jeden nawet podniósł głos w emocjach, innemu sobolowa lisiura osunęła się na czoło. Rabbe wyjął świętą księgę i przewracał strony, szepcząc coś pod nosem. Przywołał znowu Żydów do siebie.
– Jałmużna to boski dar. Błogosławieństwo i zasługa, kiedy dawana po cichu. Dawana w celu wywyższenia się, unikania kary lub powinności to grzech okrutny – powiedział mądrze rabin i podniósł palec do góry. – Tak rzecze prawo boskie.
Mądrzy Żydzi zmartwili się i głośno tupiąc buciorami, poszli poszukać sobie innego rabina.